To, że w modzie już wszystko było jest dość oczywiste. Dzwony, rurki, marchewy… Spódnice mini, midi i ciągnące się po ziemi. Każdy już chyba rodzaj rękawa. I długość. I bez ramiączek. Nawet naked dress (sukienki jakby ich nie było – obcisłe, prześwitujące lub prawie bez materiału…). Ubrania całe ze skóry. I z poliestru. I z lnu. Ale czy na pewno WSZYSTKO JUŻ BYŁO?
Wchodzą przecież nowe gatunki materiałów, Piñatex (tkanina z ananasa) czy materiał z kaktusa. Specjaliści od wyszukiwania nowych trendów prześcigają się w wynajdowaniu tkanin i fasonów, chcą nas zaskakiwać i wciąż wzbudzać pożądanie posiadania nowych ubrań. Moda to naprawdę wielka machina do robienia pieniędzy. W książce „Rzeczozmęczenie” James Wallman pisze o tym jak Henry Ford zmienia kierunek działalności, poprzez wprowadzenie do branży samochodowej MODY właśnie. I po co? Po to, aby biznes się kręcił. Aby zmiana formy auta była dla klientów powodem wymiany na nowszy model. Przecież samochody miały być dobrej jakości, a jednocześnie być dobrem, którego nie kupuje się raz na całe życie. Jak zatem zapewnić stały dochód firmie? Odpowiedź była zaskakująca – moda! To ona stałą się dźwignią handlu.
Kolejnym aspektem była zużywalność dóbr. Po co wymieniać całkiem dobrą rzecz? Na takich klientów znaleziono sposób: zaczęto produkować dobra zużywalne, czyli takie, które się niszczyły, psuły, eksploatowały.
W branży odzieżowej obie te techniki świetnie wpływają na rozkręcanie machiny konsumpcji. Produkcji, kupowania, zużywania, wyrzucania. Tak działa gospodarka linearna. Surowce są pobierane na początku i wyrzucane na końcu, kierunek jest jednokierunkowy i nieodwracalny. Pytanie brzmi czy w ogóle da się temu zaradzić?






Jako odpowiedź na tę wyniszczającą dla natury specyfikę branży, jest moda cyrkularna – w obiegu zamkniętym. Jak to możliwe? To prostsze niż się wydaje i totalnie zależne od nas samych. Mamy wpływ na to skąd zdobywamy ubrania i co się dalej z nimi dzieje. Nawet jeśli decydujemy się na zakup czegoś nowego, to wybieramy dane rzeczy w sposób przemyślany, użytkujemy je, a jeśli nawet popełnimy jakąś gafę i nie nosimy danych rzeczy – oddajemy je dalej: znajomym, koleżankom, rodzinie, osobom, które pojawiając się na tzw. swap party. Co więcej, te osoby również przynoszą na spotkania swoje nienoszone już ubrania i dają im nowe życie poprzez udostępnianie ich innym. Możesz więc przynieść to, w czym już nie chodzisz i zabrać do domu to, co na Ciebie pasuje i co chciałabyś mieć w szafie. Wszystko odbywa się bezgotówkowo, bez angażowania kolejnych procesów produkcji, bez ryzyka wydania pieniędzy na coś, w czym nie będziesz chodziła (bo nawet jeśli zabierzesz do domu fason, w którym wcześniej siebie nie widziałaś i nie masz pewności czy u Ciebie zadziała – zawsze możesz przynieść tę rzecz na kolejne spotkania i dalej puścić ją w obieg!).
Proste? To nie czekaj! Umów się ze znajomymi na któryś wieczór, spakujcie ubrania, których nie nosicie, zabierzcie butelkę wina i spotkajcie się w kameralnym gronie przychylnych osób. A teraz oglądajcie, przymierzajcie, wymieniajcie się. Do dzieła!
Zdjęcie w nagłówku autorstwa Ron Lach