Pisząc o zminimalizowaniu przedmiotów wokół siebie, mam w głowie wizję ograniczenia dóbr materialnych do minimum. Takiego minimum, które będzie mnie satysfakcjonowało, nie wzbudzi uczucia dyskomfortu z powodu braku, a jedynie stworzy przestrzeń na to co nowe, a niematerialne.
Kundel czy rasowy?
W czasie dorosłego już życia, zapragnęliśmy z Marcinem dać dom jakiemuś stworzeniu. Myśleliśmy o psie. Początkowo marzyliśmy o o mopsie, później o buldogu francuskim. Kiedy skonsultowaliśmy pomysł ze znajomą wetką*, odradziła nam zakup z hodowli i zasugerowała adopcję kundla. Argumentów było kilka, a oto parę z nich:
- BO ZDROWSZE
Podobno mopsy i buldogi – chyba że z rodu championów – często mają wady genetyczne, a kundle zazwyczaj są zahartowane; jak się później okazało – nie jest to regułą, a nasz Bąbel nabył z czasem alergii… chyba za bardzo nas pokochał i troszkę wziął z naszych deficytów na siebie ;). - BO WZIĘTE Z ADOPCJI SĄ BARDZIEJ WDZIĘCZNE
Piesek, którego uratowaliście jest tak oddany, że nie widzi poza Wami świata; przynajmniej tak jest z naszym. Oczywiście zgadzam się z opinią, że „każdy właściciel uważa, że ma najfajniejszego pieska i każdy ma rację!”, toteż szczerze wierzę, że wszystkie psiaki są przywiązane do właścicieli. Myślę jednak, że jak psiaczek jest po przejściach, bardziej docenia dom, który go przygarnął. Tak to czuję. - BO W SCHRONISKACH CZEKA TAK WIELE PSÓW, A MY MOŻEMY URATOWAĆ ISTNIENIE CHOĆ JEDNEGO Z NICH.
Święta racja! Może to średnio brzmi, ale nawet jeśli zrobicie to z pobudek lanserskich, to zawsze lepiej, niż nie zrobić tego wcale! 😉 Bo z czasem i tak przekonacie się, że kundelki są spoko. Powiem więcej, są super!
Ja na maksa wkręciłam się w mijane na ulicy wszelkiej maści psiaki, oswajałam się z myślą o nietuzinkowym szczęściu i – mimo że w tamtym czasie nie mogliśmy wziąć psa z powodu umowy najmu – otworzyłam serce na nowego zwierza. Po kilku tygodniach staliśmy się nowymi opiekunami dla Gucia – królika, któremu znajomi szukali nowego domu. - BO TANIEJ I BEZ RODOWODU WCALE NIE ZNACZY GORZEJ!
Tutaj nie będę argumentowała swojej opinii. Po prostu tak czuję ;).
*inaczej lekarką weterynarii 😉
Kiedy 7 lat temu przenieśliśmy się do Berlina, było to w okresie, kiedy już marzyliśmy o buldożku. Przez kolejne dwa lata, napatrzyłam się na masę tych cudnych psiaków, bo był na nie wtedy boom – stały się popularne i miałam wrażenie, że co drugi mijany psiak to buldog lub mops. Dla mnie to był kolejny argument przeciw – wiedziałam, że trend za chwile nabierze rozpędu i myślałam o tych wszystkich zwierzętach, które znajdą się z tego powodu w schroniskach…
Jako pierwszy nasze serca skradł… królik.
Zanim jednak zamieszkał z nami Bąbel, poznaliśmy rodzinę, która szukała nowego domu dla królika. Nigdy specjalnie nie marzyłam o truśce, ale w tamtym momencie nie mogliśmy sobie pozwolić na psa. Zakładałam, że z królikiem nie ma interakcji i trzymanie go jedynie dla swojej przyjemności nie jest w porządku. Skoro jednak ten maluch szukał opiekunów to sprawa wydała się oczywista. Bierzemy go! O jeżu… jak my go pokochaliśmy! A w jakim ja błędzie byłam, sądząc, że nie da się z królikiem bawić, albo że nie będzie upominał się o pieszczoty. Upominał się i to jak! Słodziak kochany, podrzucał główką nasze ręce, dając do zrozumienia, że mamy go miziać, albo drapał łapkami, upominając się o więcej… Otworzyliśmy dla tego malucha serca i lepiej zrozumieliśmy świat zwierząt (bo miał swój charakter, zdarzało mu się obrażać i – co najbardziej mnie zaskoczyło – śnił!). Po pewnym czasie przestaliśmy jeść wszystkie stworzenia i przeszliśmy na wegetarianizm. Tak nas Gucio uwrażliwił! Niestety, nie ma go już z nami a jego strata była jedną z najcięższych w moim życiu. Naprawdę…
Proste radości.
Ale co nam dała adopcja królika czy psa w kontekście życia w prostocie? Oj wiele, bardzo wiele! Bo otworzyła na nowe, nieodkryte dotąd obszary miłości. Miłości bezwarunkowej! Miłości do natury i zwierząt! Skupienie się NIE na dobrach materialnych, a na byciu razem i rozkoszowaniem się wspólnymi chwilami.
Co zawdzięczamy zwierzakom:
- Uwrażliwienie (przejście na wegetarianizm, zachwyt naturą)
- Fajne znajomości (na spacerach można poznać naprawdę wspaniałych ludzi, a z częścią z nich się zaprzyjaźniliśmy)
- Złapanie dystansu do rzeczy – w razie zniszczenia czegoś przez zwierzaka, dociera do człowieka, że to tylko sprawy materialne, a najważniejsze jest to, co chciał zwierzak przez to powiedzieć i że… nic sobie nie zrobił 😉
- Skupienie się na praktycznych aspektach bardziej niż na wizualnych – urządzając nasze mieszkanie braliśmy pod uwagę fakt, żeby łatwo sprzątało się sierść Gucia i Bąbla oraz ewentualne nieczystości pozostawione przez nasze kochane kudłacze
- Piękno jest w sercu a nie w rasie/ urodzie psa – nasze zwierzaki nie były może na pierwszy rzut oka najpiękniejsze, ale patrząc na nie sercem – biją inne na głowę!)
- Skupienie się na prostych radościach – spacerach po lesie, spędzaniu czasu razem
- I jeszcze więcej spacerów po lesie (co jest zdrowe dla kondycji, a tzw. „kąpiele leśne” wyjątkowo dobrze robią na samopoczucie).
Jak znaleźliśmy się z Bąblem?
Naszych zwierząt nie szukaliśmy, one znalazły nas same. Na zdjęcie Bąbla natknęłam się przypadkiem, na OLX. Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami w Gnieźnie wystawiło naszą sierotkę do adopcji, bo szwendał się samotnie po działkach. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam Bąbla w internecie, od razu go pokochałam! Kiedy piesek do nas trafił, bardzo szybko dogadał się z królikiem i wkrótce tworzyliśmy już szczęśliwą, nieszablonową trochę, rodzinę.
Zwierzę pokoloruje Twoje życie!
Nie uważam, że to właśnie królik albo pies potrafią odczarować smutne lub nie do końca ułożone życie. Myślę jednak, że każde zwierzątko, niezależnie czy jest to świnka morska czy kot… każde, każdusieńkie jest w stanie ubarwić nasze życie. Nadać jemu głębszy sens, uwrażliwić, nawet złapać odpowiedni dystans do posiadanych rzeczy. Być może masz inne spostrzeżenia lub w ogóle się nie zgadzasz z moją opinią. Chętnie przeczytam co sądzisz i czekam na Twój komentarz :).