Pytasz o mój system ograniczania produktów domowych. Mam ich wiele, w zależności od tego czy rozprawiam się z tym, co już posiadam, czy dokonuję świadomych zakupów albo po prostu odpuszczam kupowanie. Metod jest wiele i każda z nas powinna dobrać najlepsze dla siebie: jedną przekona czysta matematyka (ile dni ma tydzień pracy, ilu potrzebuję koszul, ile razy w miesiącu wstawiam pranie, jaki mam metraż mieszkania, itd.), do innej trafią argumenty dotyczące ochrony środowiska czy technika Marie Kondo, a Ciebie przekona podejście metafizyczne, związane z obciążeniami jakie niosą zalegające w domu rzeczy. Albo i nie, bo – jak wcześniej wspomniałam – wytrychów na uporanie się z nadmiarem jest sporo i każda z nas musi ze sobą szczerze porozmawiać, na czym rzeczywiście jej zależy. Dopiero coś, co zagra w Twojej duszy, zadziała. Zastanów się nad własnymi pobudkami i najzwyczajniej w świecie zacznij działać.
Jak robię to ja?
Pytam siebie czy rzeczywiście potrzebuję 5 par zimowych butów, 40 kubków i tych wszystkich cieni do powiek. Jeśli rzeczywiście używam wszystkich tych rzeczy – zastanawiam się, czy nie poradzę sobie z mniejszą ich liczbą (analizuję ile potrzebuję stylizacji pod konkretne obuwie, częstotliwość wstawiania zmywarki oraz to, jakich używam produktów do makijażu w zależności od okazji – pytania dopasowuję do typu rzeczy, które biorę pod uwagę). Czy wszystkie aspekty życia są dla mnie równie ważne? Czy we wszystkich butach jest mi wygodnie, czy lubię pić ze wszystkich kubków a robienie makijażu to naprawdę coś, co sprawia mi frajdę? Jeśli któraś z tych dziedzin jest dla mnie mniej istotna – odpuszczam! Jedna osoba lubi gotować i chce się skupić na gadżetach kuchennych, inna lubi szyć i przerabiać odzież i tutaj ma sporo zapasów, ktoś inny ma słabość do książek. Kiedy zauważysz, że u Ciebie nadmiar dotyczy wielu aspektów życia i naprawdę brakuje już miejsca na to, co dla Ciebie ważne, zastanów się nad paroma kwestiami.
Test – Kosmetyki
Dobrym przykładem będą tutaj produkty do make-upu: zastanów się czy rzeczywiście masz czas na testowanie tych wszystkich akcesoriów? Czy nie szkoda Tobie na nie pieniędzy (w końcu w tej cenie miałabyś już… no właśnie, co byś już miała?).
Jeśli dociera do mnie, że kolekcjonuję jakieś rzeczy z pobudek innych niż realna potrzeba – ROZDAJĘ, SPRZEDAJĘ, WYMIENIAM SIĘ. Kropka! Nie da się mieć wszystkiego w nadmiarze, mieć dużo wolnej przestrzeni w domu, nie wyrzucać co rusz przeterminowanych produktów, mieć w domu czysto, mieć czas na spotkania ze znajomymi i kasę, żeby ich gościć, wychodzić do kina, zamawiać żarcie na wynos. Z czegoś trzeba zrezygnować. Jestem duża i potrafię samodzielnie podjąć decyzję: życie w prawdzie i prostocie czy w mrzonkach i nadmiarze. Dla mnie odpowiedź jest PROSTA.
Oto przykładowe przyczyny gromadzenia:
– wydałam na nie sporo pieniędzy i teraz głupio je tak po prostu wyrzucić,
– dostałam od przyjaciółki, mamy, siostry i czuję się zobowiązana, żeby ich używać (ale tak naprawdę czuję się źle w zielonej czapce, albo po prostu taki fason nie pasuje do mojego stylu)
– chcę mieć spoko hipsterskie ciuchy, których używa znana blogerka (bo widziałam przecież na Instagramie!), ale sama czuję się w nich jak ciotka w koturnach. Zastanów się czy kupiłabyś to, gdybyś wiedziała, że nikt Ciebie w tym nie zobaczy… Nie? To może sobie jednak odpuść.
-mam wszystkiego ZA DUŻO, niezależnie od kategorii… Wszystkiego mam nadmiar, wylewa się z szafek, kredensów, szuflad i półek. Na podłodze brak miejsca. Za sofą czyha zawijas z dawnej kolekcji Solaris, której nigdy nie założyłam. A zza drzwi wychyla się kino domowe, które kupiłam na raty, ale nigdy się nie złożyło, żeby je podłączyć… Te zbiory wstydu (odważmy się je tak nazwać), schowałam nie bez przyczyny. Nie chcę ich widzieć. Nie chcę ich w swoim życiu. Nie powodują, że czuję się dzięki nim lepiej. Pora się ich pozbyć.
ZOSTAWIAM i nadal inwestuję jedynie w kategorię produktów, które są dla mnie ważne. Jeśli mam czas na to hobby, możliwości logistyczne i rzeczywiście je realizuję.
Samopoznanie i dyscyplina. Wcale nie takie proste
W obecnych czasach trudno sobie odmówić kupowania produktów reklamowanych i prezentowanych jako coś, co nada życiu większego splendoru… Łatwo uwierzyć, że życie nabierze wartości po zakupieniu lepszej generacji sprzętu AGD lub po prostu, że bez tych rzeczy moje życie będzie trudniejsze. Rzeczom przypisuje się ludzkie cechy i w czasach silnego przebodźcowania, naprawdę ciężko jest być uważnym i czujnym na takie chwyty marketingowe. Firmy wmawiają potencjalnym klientom, że potrzebują produktów, bez których dotychczas świetnie sobie radzili. Oglądam teraz tak mało telewizji, że naprawdę trudno jest mi sobie coś takiego przypomnieć, ale może to być zwykła szmatka do pochłaniania kolorów w pralce czy płyn do nabłyszczania naczyń (do zmywarki). Zastanów się czy na pewno potrzebujesz tych wszystkich preparatów do prania, balsamów do ciała i środków do czyszczenia łazienki. Życie nie jest aż tak skomplikowane i zapewne będziesz w stanie wyczyścić większość powierzchni dwoma, maksymalnie trzema środkami. A jeśli żyjesz w duchu eko, to w ogóle poradzisz sobie z sodą oczyszczoną i octem praktycznie do wszystkiego (np. do wspomnianego wcześniej nabłyszczania naczyń w zmywarce). No ale to nie opcja dla każdego, bo nadal część osób takie zachowanie postrzega jako coś krępującego i wstydliwego, jakby uproszczenie życia było definiowaniem go jako biedne i niedostatecznie dobre. A ja właśnie myślę, że zasługuję na mniej skomplikowaną codzienność i na to, że nie muszę zajmować się pierdołami: planowaniem zakupu 7 preparatów do prania, tylu samo detergentów (kończą się w różnym czasie, dobrze mieć zapas i nagle w naszej łazience brakuje miejsca!). Nie marnuję czasu na szukanie fluidu optymalnie dostosowanego do mojej cery, bo to nie moja bajka. Mogę się tym zainteresować i zacząć drążyć temat, ale skupiam się w życiu na tym, co dla mnie istotniejsze. Czasem podmaluję brwi, ale jak mi się nie chce, to odpuszczam. Ważniejsze dla mnie wskoczenie na matę i danie swojemu ciału rozciągnięcia i mocy. Wybieram to, na co chcę spożytkować swoją energię i nie podążam ślepo za fotkami z Instagrama. To właśnie jest dla mnie życie w większej prostocie. Voilà!