Czytam aktualnie książkę „Mniej znaczy lepiej” Jasona Hickela i otwiera mi ona oczy dużo szerzej na aspekt życia w większej prostocie.
Fascynacja minimalizmem, która rozpoczęła się u mnie kilka lat temu oraz moja droga ku większemu uproszczeniu życia, przebierały różne formy: od bardziej skrajnych, po te mniej… Nadal poszukuję balansu i odpowiedzi jaka postać materializmu będzie dla mnie i naszej planety najbardziej optymalna. Bo co z tego, że coś działa u wielu osób z mojego otoczenia (jak np. kubeczek menstruacyjny), w sytuacji jak u mnie zupełnie nie ma racji bytu? Albo odwrotnie, inni kręcą nosem na moje podejście do kupowania nowych ubrań, a mnie jest z nim naprawdę dobrze.
Czy jestem dobry przykładem minimalistki? Nie wiem. Poszukuję, potykam się, czasem podejmuję dość radykalne (jak na mnie) kroki i potem się z nich wycofuję. Jednak próbuję, stale wracam do punktu wyjścia i przyglądam się temu mojemu życiu i rozważam alternatywy bardziej ekologiczne. Próbuję, testuję i, albo wprowadzam je w życie, albo odpuszczam. A czasami wracam do nich po miesiącach przerwy, mając świadomość tego, że nic się nie zmieni, jeśli to ja nie zmienię podejścia…
Książka mi jednak uświadomiła, że już nie ma alternatywy, bo też nie ma innej Ziemi (aby tak jak model telefonu – wymienić zużyty na nowszy model). Trzeba zacząć tutaj, powinniśmy zacząć teraz. Od czego? Od zmiany nawyków i przyzwyczajeń, czasem wychodząc poza strefę komfortu i wygody. Inaczej się nie da, jeśli chcemy, by nasza Matka Ziemia przetrwała… A co ciekawe, to nasze wyjście poza schemat wcale nie jest niczym odkrywczym, a raczej powrotem do źródła. Tak nas zaprojektowała natura, że ostatecznie o naszym poczuciu szczęścia wcale nie decyduje status posiadania, a coś – zdawało by się – dużo prostszego: wspólnota, możliwość dzielenia się i współpracy. Czyż to nie piękne? Tak, ale… czy rzeczywiście takie proste do zrobienia? Jak wyjść ze stanu umysłu, w którym tak wysoką wartość ma „mieć” i przetransformować ją na „być”? Może po prostu zacząć od stawiania choćby najmniejszych kroków, nawet jeśli się potkniemy i popełnimy przy tym błędy. Zacznijmy otwierać się na nową jakość życia poprzez zmianę formy spędzania wolnego czasu z chodzenia po galeriach handlowych, na spotkania w gronie bliskich: spacerujmy, podróżujmy, wspólnie gotujmy, bawmy się. Sprawiajmy sobie więcej przyjemności poprzez tworzenie wspomnień, a nie otaczając się stale nowymi przedmiotami. Czy za 15 lat będziemy myśleć: „o, w 2023 roku kupiłam sobie 7 par nowych spodni”, czy raczej… „tego roku zaadoptowaliśmy naszego ukochanego psa ze schroniska” lub „wtedy nauczyłam się jeździć na nartach!”
Takie przemyślenia na dziś… Dajcie znać czy też podzielacie moje zdanie czy może uważacie inaczej. Porozmawiajmy (w komentarzach) :).